Jestem pracownikiem Szczecińskich Zakładów Celulozowo-Papierniczych w Skolwinie. Mieszkam w miasteczku Police, liczącym 6 tysięcy mieszkańców. Wszystko było by dobrze, gdyby nie zaopatrzenie mieszkańców w artykuły pierwszej potrzeby. Chleba mamy dość, a do chleba – ryby w Odrze, poza tym nic więcej. Dosłownie nie mamy co jeść. O mięsie i kiełbasie, tłuszczu i artykułach gospodarstwa domowego nie mamy co marzyć. Jeden sklep mięsny stale pusty. Nie może zaopatrzyć miasta kilka sklepów Samopomocy Chłopskiej obfitych w trunki, a nie kapustę, cebulę, kartofle, masło, jajka itp.
Kilkakrotne wzmianki w „Kurierze Szczecińskim” „czy Police są miastem” i „należy im zmienić system zaopatrzenia”, nie odnoszą żadnych skutków. MHD śpi. Po prostu wydaje nam się, iż znajdujący się gdzieś na krańcu Polski, gdzie nie ma dostępu i dojazdu i sami musimy zdobywać pożywienie dziką metodą. Przecież w Polsce Ludowej nie może istnieć bezprawie, musi ktoś się nami zaopiekować i przyjść z pomocą.
Zwracam się do Was z prośbą w imieniu wszystkich mieszkańców, zaopiekujcie się nami i pomóżcie nam, byśmy mieli co jeść, bo już po prostu brzydnie człowiekowi życie.
Police, 7 kwietnia
Księga listów PRL-u, [t. 1]: 1951-1956, wybór tekstów i oprac. merytoryczne Grzegorz Sołtysiak, Warszawa 2004. [zachowana oryginalna pisownia listów]